Alchemia scenariusza filmowego - Strona 8

Spis treści
Alchemia scenariusza filmowego
Co to jest scenariusz
Pomysł - czyli natchnienie...
Postacie - czyli podstawa...
Cel i zadanie
Konstrukcja trzyaktowa
Nieoczekiwane punkty zwrotne
Od przodu czy od tyłu
Konwencja - czyli nie wiadomo co...
Synopsis - czyli piguła...
Format
Komputer - czyli najlepszy przyjaciel
Źródła
Wszystkie strony

Od przodu czy od tyłu - czyli nie to, o czym myślicie...

Każdą historię można opowiedzieć na milion różnych sposobów. Zadaniem scenarzysty jest, po pierwsze, wymyślić historię - po drugie wybrać najlepszy sposób na jej opowiedzenie.

Można opowiadać od przodu, od tyłu, od środka, skokami - jak tylko się da. Jedno jest najważniejsze - sposób i kierunek prowadzenia narracji zawsze musi być adekwatny do tego, co opowiadamy. Krótko mówiąc - jeśli opowiadasz od tyłu i stosujesz retrospekcję, zawsze musisz wiedzieć po co i dlaczego.

Oto jeden z najlepszych filmów w historii kina (w mojej opinii oczywiście) - DAWNO TEMU W AMERYCE Sergio Leone. Wynalazca i mistrz spaghetti-westernów zrobił u schyłku życia arcydzieło. Dodajmy - całe oparte na retrospekcjach, retrospekcjach w retrospekcjach itd.

Oto historia, którą opowiada Sergio (po kolei i w dużym skrócie, rzecz jasna): Noodles (Robert De Niro) razem z kumplem zakładają uliczną bandę. Mają po kilkanaście lat - są jeszcze dziećmi. Po jakimś czasie opanowują dzielnicę Nowego Jorku, w której mieszkają. Gdy są dorośli, ich gang trzęsie całym miastem - organizują napady, szmuglują wódę, żyją jak królowie. W końcu wspólnik i przyjaciel głównego bohatera zaczyna przesadzać (tę postać gra James Woods), wydaje mu się, że może wszystko, wydaje mu się, że jest bezkarny. Postanawia napaść na Bank Rezerw Federalnych. To najlepiej strzeżony bank na świecie - Noodles wie o tym. Wie, że napad na ten bank to pewna śmierć. Postanawia uratować szalonego kumpla od śmierci. Postanawia posłać go do więzienia, postanawia go wsypać, woli mieć kumpla w więzieniu niż na cmentarzu. Noodles daje cynk policji, gdzie może złapać Jamesa Woodsa na gorącym uczynku. Plan jednak nie udaje się i cała sprawa kończy się przerażającą masakrą, w której giną wszyscy. Tylko Robertowi De Niro udaje się uratować. Wyjeżdża z miasta na długie trzydzieści lat - przekonany, że zabił przyjaciela. Wraca po trzydziestu latach do Nowego Jorku i zaczyna szukać śladów tego, co się wtedy stało. Okazuje się, że jego przyjaciel żyje, ale teraz jest już zupełnie innym człowiekiem.

Ufni Musiałem to opowiedzieć, bo to mój ukochany film. Jest to, jak widać, całkiem niezła historia kryminalna. Gdyby ją opowiedzieć po kolei od początku do końca, wyszedłby z tego kolejny dobry kryminał, jakich znamy setki z kina. Sergio Leone jednak nie opowiedział tego po kolei - i na tym polega wielkość tego filmu.

Film zaczyna się od tego, jak stary Robert De Niro przyjeżdża do Nowego Jorku po trzydziestu latach spędzonych gdzieś na zadupiu. Przyjeżdża, żeby dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się tej nocy kiedy wydał przyjaciela policji. Wszystko opowiadane jest ogromnymi wielopiętrowymi retrospekcjami. Cóż to dało?

Otóż zamiast kolejnego zgrabnego kryminału otrzymaliśmy wspaniałą balladę gangsterską o starych dobrych czasach, o przyjaciołach z dzieciństwa, o pierwszych miłościach, o stawaniu się mężczyzną, o męskiej przyjaźni, o odwadze i strachu. Film zmienił się z kryminału w piękną refleksję nad młodością, starością, przemijaniem. To film o sile wspomnień i ogromnej roli, jaką odgrywają w naszym życiu. To film o starym człowieku szukającym okruchów dawnych, pięknych dni - to film pełen nostalgii, pełen nastroju, pełen czaru, a przede wszystkim pełen emocji. Wszystko dzięki mistrzowsko użytym retrospekcjom.

Jeśli kiedykolwiek zechcesz użyć retrospekcji - obejrzyj najpierw kilka razy DAWNO TEMU W AMERYCE.

 

Dialogi - czyli frachy...

Prosta zasada-jeśli nie masz innego wyjścia, żeby coś opowiedzieć - użyj dialogu. Ale pamiętaj - dialog zawsze jest ostatecznością. Pamiętacie WALKĘ O OGIEŃ - zero dialogu, a film świetny. Pamiętacie oszczędność dialogową w ODYSEI KOSMICZNEJ Kubricka? Pamiętacie LŚNIENIE? (A w ogóle oglądajcie Kubricka, bo to geniusz.)

Początkujący scenarzyści zawsze używają za dużo dialogu, ich scenariusze są zawsze przegadane. Zawsze wydaje im się, że dialog jest dobry na wszystko. Nieprawda! Czasami milczenie w scenie mówi więcej niż jakikolwiek dialog. Tym bardziej że dialogiem trzeba umieć się posługiwać - a nie każdy to umie.

Dialog jest jak muzyka - albo się go słyszy, albo nie. Albo ma się ucho do dialogów, albo nie. Dialog ma swój rytm, swoją melodię i swoją harmonię - jak w muzyce. I jak w muzyce trzeba go komponować.

Dialog może mieć różne funkcje w filmie - definiuje postać, charakteryzuje ją (pamiętacie Kargula w SAMYCH SWOICH); wzrusza, uprawdopodabnia, śmieszy (przypomnijcie sobie SEKSMISJĘ), wreszcie informuje. Jedna uwaga - jeśli funkcją danego dialogu jest wyłącznie podanie jakiejś informacji widzowi, należy z tego dialogu zrezygnować. Dialogi czysto informacyjne to błąd - są nudne i do filmu się nie nadają.

Weźmy taki przykład - chcemy powiedzieć widzowi, że nasz bohater nie lubi piwa. To ważny rys tej postaci. Najłatwiej i najnudniej byłoby napisać dialog: "Nie... dziękuję, wiesz - nie lubię piwa. Nigdy za nim nie przepadałem". Okropne. Nudne. Fatalne. Do dupy. Chociaż trzeba stwierdzić, że informacja została widzowi podana.

Znacznie jednak lepiej byłoby zbudować sytuację, z której jasno i bez słów wynika, że nasz bohater nie lubi piwa. Oto taka hipotetyczna sytuacja: nasz bohater poznał superpannę; ona wprost przepada za piwem - zupełnie nie zrozumiałaby kogoś, kto nie lubi piwa. Umawiają się na randkę, ona zamawia piwo, pije ze smakiem, a nasz bohater przez cały czas z obrzydzeniem patrzy na pełen kufel. Wykorzystując te rzadkie momenty, kiedy panna nie patrzy, nasz bohater z miną niewiniątka wylewa piwo pod stolik - po chwili panna zauważa dziwną plamę i patrzy podejrzliwie na swojego adoratora itd., itd. Oczywiście jest to sytuacja wymyślona na poczekaniu - ma jednak pokazać jedno - dialogi czysto informacyjne są nudne - sytuacja zawsze jest lepsza.

Dialog musi być zróżnicowany - inaczej mówi Pawlak, inaczej Kargul, inaczej szabrownik, którego gra Witold Pyrkosz. Dialog jest ważnym elementem budującym postać - sposób mówienia, rytm, dykcja, artykulacja, "stałe fragmenty gry" (pamiętacie dozorcę Popiołka z serialu DOM i jego "... koniec świata..."? Pamiętacie Nikodema Dyzmę i jego sposób mówienia?).

Dialogi zawsze budujemy na zasadzie konfliktu - dialog to zawsze szermierka, walka. Niektórzy mówią, że dialog powinien być jak odbijanie piłeczki pingpongowej. Ja powiem więcej - to powinno być, jakby postacie rzucały się rozżarzonym węglem, który parzy w ręce. Zawsze ktoś musi być przeciw komuś, zawsze musi być jakaś zadra, jakaś sprawa, jakiś spór. Jeśli postacie tylko tak sobie pitolą dla zabicia czasu, to jest to dialog niewart kręcenia i szkoda na niego taśmy (prądu oczywiście też).

Przyjrzyjcie się temu, co robi Ouentin Tarantino - na pierwszy rzut niewprawnego oka jego filmy są przegadane. Nic podobnego. Dialog w PULP FICTION to absolutny majstersztyk. Znajdźcie mi choć jedną. linijkę niepotrzebnego dialogu, to odszczekam wszystko, co tu napisałem, nago z Pałacu Kultury. Nawet jak postacie gadają o dupie Maryni, to jest to tak atrakcyjne i tak błyskotliwe, że można by tego słuchać dziesiątki razy. Pamiętacie, jak dwóch oprychów idzie na robotę i rozmawia o masażu stóp; pamiętacie pitolenie Johna Travolty i Uhmy Thurman w knajpie; pamiętacie scenę otwierającą jak dwa niewiniątka płci nietejsamej rozmawiają o niczym, a potem najspokojniej wyjmują spluwy i zaczynają obrabiać fastfoodową knajpę... Nie ma nic trudniejszego niż sensowny i atrakcyjny dialog o niczym.

A teraz odwrotnie. Podobno kino wymyślili bracia Lumiere - nic bardziej błędnego. Kino wymyślił Charlie Chaplin. Bracia Lumiere dali mu tylko narzędzie, technologię. Wszystkie największe filmy Chaplina są nieme. Zero dialogu! Zero! Pamiętacie BRZDĄCA, pamiętacie GORĄCZKĘ ZŁOTA? Zresztą co wam będę tu przypominał - Chaplin jest tym dla kina, kim był Szekspir dla teatru. Większość swoich filmów zrobił bez dialogu - te filmy to dowód na to, że dialog nie jest w kinie najważniejszy.

Jeśli już musicie użyć dialogu - wsłuchujcie się w ulicę. Słuchajcie, co mówią ludzie, uważajcie, jak to mówią i dlaczego. Dialog jest jak muzyka i trzeba się długo wsłuchiwać w tę muzykę, by w końcu umieć samemu ją komponować.