Alchemia scenariusza filmowego - Strona 9
Konwencja - czyli nie wiadomo co...
Jedno jest absolutnie pewne - jeśli już raz wprowadzisz jakąś konwencję do swojej historii, musisz być konsekwentny. Zmiany konwencji w filmie najczęściej się nie udają. A jak już się udają, to tylko geniuszom. Dopóki więc nie masz niezbitych dowodów na to, że jesteś geniuszem - nie zmieniaj konwencji raz wprowadzonej.
Wróćmy do BEZ PRZEBACZENIA - jest to western, nie ma co do tego wątpliwości - tak samo jak RIO BRAVO. Dziki Zachód jest jednak całkiem inny w obu tych filmach - rządzą nim inne prawa. To właściwie dwa przeciwstawne sobie światy.
Konwencja to definicja świata, w którym rozgrywają się wydarzenia naszego filmu. Konwencja to również definicja sposobu, w jaki zamierzamy o tym świecie opowiadać.
W zależności, jaką sobie stworzymy konwencję - na tyle będziemy sobie mogli w filmie pozwolić. Jedna konwencja pozwala na to, by główny bohater bił się przez pięć minut ze swoim wrogiem na skrzydłach pędzącego odrzutowca - w innej konwencji byłoby to zupełnie kretyńskie. Są konwencje, w których samochód głównego bohatera może rozwinąć skrzydła i odlecieć, uciekając przed pościgiem - są konwencje, w których byłoby to całkowicie idiotyczne.
Rola konwencji szczególnie widoczna jest w komediach. Porównajcie na przykład filmy spod znaku Monty Pythona i komedie Louisa de Funesa. I to jest śmieszne, i to - i to jest komedią, i to. Co innego jednak śmieszy w ŻYWOCIE BRIANA, a co innego w ŻANDARMIE NA EMERYTURZE. Porównajmy kolejne komedie - co mają wspólnego MIŁOŚĆ I ŚMIERĆ Woody Allena i SPOKOJNIE, TO TYLKO AWARIA Abrahamsa i Zuckerów- niewiele. A przecież to przedstawiciele tego samego gatunku. Można powiedzieć, że różni je typ humoru - racja. Ale typ humoru jest tylko konsekwencją przyjętej konwencji - czyli praw rządzących światem pokazanym w filmie. Nie muszę chyba dodawać, że prawa rządzące światem filmowym nie muszą być dokładnie takie same jak prawa rządzące światem realnym.
Miejscem na ustalenie i zdefiniowanie konwencji w filmie jest Ekspozycja. Jeśli zrobimy to zbyt późno - film nam się zawali. Konwencja powinna być spójna, konsekwentna i adekwatna do tego, co i po co opowiadamy.
***
PRAKTYKA
Technika - czyli wszystko to, co zniesie papier...
Teraz już będzie znacznie krócej - bo teraz zajmiemy się samymi konkretami. Do tej pory mówiliśmy o sztuce - teraz czas na technikę. Na pozór wydaje się, że pisanie scenariusza zaczyna się od pustej kartki (albo pustego monitora). Nic z tego. Scenariusz pisze się w głowie. Samo przelanie go na papier jest czynnością czysto manualną.
O jednym jednak pamiętajcie, jeśli chcecie pisać dla filmu. Pisanie to przede wszystkim ból dupy. Scenarzysta siedzi sam w domu i pracuje. Sam. Wszystko, co ma do zrobienia, musi zrobić sam, siedząc tygodniami przed komputerem.
Jeśli nie lubisz samotności - daj sobie spokój. Jeśli nie potrafisz wyłączyć się z życia na parę miesięcy - daj sobie spokój. Jeśli łatwo zrażasz się krytyką - daj sobie spokój. Jeśłi chcesz być sławny - zostań piosenkarką.
Jak pracować - czyli co najsamprzód i co potem...
Najpierw oczywiście myślenie - ale nie za długo. Zaraz potem trzeba pisać. Pamiętajcie - jeśli czegoś nie zapiszesz, to tego nie ma. Nie istnieje. Jest tylko to, co zapisane.
Ja zawsze zaczynam od drabinki. Drabinka to jedna kartka, na której piszę, co się po kolei dzieje. Są to krótkie, lakoniczne, jednozdaniowe opisy. Ważne, żeby zmieściło się na jednej kartce - w każdej chwili muszę objąć wzrokiem całą historię. Krótko mówiąc - zaczynam od struktury.
Oczywiście technik pracy w początkowej fazie jest tyle, ile piszących. Niektórzy pracują na fiszkach, inni na dużej tablicy i pisakach ścieralnych - ja pracuję na drabince pisanej ołówkiem na pojedynczej kartce.
A przy okazji zasada - jeśli scenarzysta dotyka czymś papieru, to tylko ołówkiem. Wiecie dlaczego - bo to zawsze można wymazać bez śladu i napisać coś innego.